Ks. Józef Winkowski (1888-1951) Krajowy Moderator Sodalicji Uczniów Szkół Średnich
Największym jego dziełem było założenie w 1919 r. szkolnej Sodalicji Mariańskiej i prawie zaraz potem - miesięcznika dla niej przeznaczonego „Pod znakiem Maryi”, którego był redaktorem, a młodzież — skutecznymi kolporterami i Kolonii dla uczniów na Śnieżnicy.
ks. Jan Zając
Dyrektor Młodzieżowego Ośrodka Rekolekcyjnego Sodalicji Mariańskiej Uczniów Szkół Średnich na Śnieżnicy
Ks. Józef Winkowski (1888 -1951) założyciel Kolonii na Śnieżnicy
Ks. Józef Winkowski urodził się 23 I 1888 w Rzeszowie, gdzie jego ojciec uczył łaciny i greki, niedługo potem przeniósł się do Krakowa, gdzie był profesorem III Gimnazjum im. Sobieskiego. Józef miał jeszcze młodszą siostrę Marię. Mieszkali przy ul. Karmelickiej a potem Wolskiej (dziś Piłsudskiego), do kościoła chodzili przeważnie do Sióstr Felicjanek na Smoleńsku, gdzie mały Józef był cenionym ministrantem. Maturę zdał w 1906 r. w Cieszynie, gdzie w gimnazjum ojciec był dyrektorem przez 5 lat, zwerbowany przez Polską Macierz Szkolną dla propagowania polskości. W Cieszynie chodząc do Gimnazjum Polskiego 3 lipca 1906 roku został Józef uroczyście przyjęty do Sodalicji Mariańskiej Uczniów Gimazjum Polskiego. Po powrocie pod Wawel Józef rozpoczął studia na polonistyce UJ, a ojciec był do końca życia (1937 r.) dyrektorem V Gimnazjum. Od 1908 roku Józef był prefektem Sodalicji Akademików Uniwersytetu Jagielońskiego w Krakowie. Był też działaczem w wielu organizacjach naukowych i patriotycznych; nauka i działalność społeczna wypełniały całe jego życie. Ojciec Józefa Winkowskiego inaczej widział przyszłość syna i nie mógł się pogodzić z jego powołaniem kapłańskim, które Józef przez szacunek dla ojca ukrywał dłuższy czas studiując na UJ i zwlekając z oznajmieniem ojcu decyzji o wstąpieniu do seminarium, które rozpoczął w październiku 1910 r. Święcenia kapłańskie otrzymał 29 VI 1914 r. w katedrze wawelskiej z rąk kard. A. Sapiehy. Zaraz też został katechetą w zakopiańskim gimnazjum, zamieszkał w parafii przy kościele św. Rodziny. Niedzielne Msze św. dla młodzieży odprawiał w starym, pierwszym zakopiańskirn kościółku. Nie poprzestawał na katechizacji (choć uczy też łaciny i czasem niemieckiego), organizował różne spotkania młodzieży, rekolekcje, dni skupienia, nabożeństwa i wieczory patriotyczne. W roku 1917 założył w gimazjum zakopiańskim pierwszą Sodalicję Mariańską Szkół Średnich (erygowana 2 grudnia 1917 roku przez biskupa krakowskiego Adama Sapiehę; 23 grudnia 1917 przyłączona do Prima Primaria w Rzymie). 2 lipca 1919 roku zorganizował w Krakowie I Zjazd Księży Moderatorów i delegacji z 16 istniejącychSodalicji, na którym powołano POlski Związek Sodalicji Mariańskich Uczniów Szkół Średnich. Ks. Jóżef Winkowski jednogłośnie został wybrany na pierwszego prezesa. Od początku był duszą i animatorem wszystkich działań tej organizacji (Ks. Michał Spociński, Towarzysznie duchowe młodzieży, praca doktorska, na PAT w Krakowie, Sandomierz 2004, s. 65-66).
Największym dziełem było założenie w 1919 r. szkolnej Sodalicji Mariańskiej i prawie zaraz potem - miesięcznika dla niej przeznaczonego „Pod znakiem Maryi”, którego był redaktorem, a młodzież — skutecznymi kolporterami. Pierwszy numer ukazał się 1 października 1920 roku w nakładzie 900 egzemplarzy, zaś w roku 1938 miesięczny nakład wynosił 12.800 egzemplarzy. W sumie w ciągu 18 lat ukazało się 171 zeszytów "Pod znakiem Marji" w ponad milionowym nakładzie. Od początku do końca był jego redaktorem (Ks. M. Spociński, j.w. s. 67) Skromny w sposobie bycia, zawsze życzliwy, choć raczej zamknięty w sobie, niezwykle pracowity i systematyczny, zjednywał sobie a raczej dla swojej działalności wielu przyjaciół. Byli to tak bardzo potrzebni dobrodzieje, ofiarodawcy wspierający liczne dzieła ks. J. Winkowskiego.
Jesienią 1927 r. zaczął przemyśliwać nad założeniem na Śnieżnicy kolonii letniej dla sodalicji. Przez kolejne 2 lata wytężone prace organizacyjne, urzędowe i budowlane pozwoliły na otwarcie kolonii latem 1930 r. Potem przy ciągłej rozbudowie i modernizacji - regularnie przyjeżdżała młodzież na wakacje aż do wybuchu II wojny światowej.
Ta wielka nasza narodowa tragedia położyła kres tak szerokiej działalności ks. Józefa Winkowskiego. Pozostała mu wtedy tylko Służba Boża w parafii i delikatna skromna pomoc potrzebującym. Po wojnie wraca na kilka lat do nauczania religii, próbuje też dawnej działalności. W jednym że swoich listów z 15 XII 1945 opisywał ten czas:
„Mam I i II kl. „Kółko” niby I piątek, niby narybek zakazanej SM. Idzie dobrze, członków 75 wcale porządnych. Może z tego coś będzie. Pisał tu z Anglii b. prefekt S. M. Józef Krasiński, kpt lotnictwa polskiego. Zacny chłopiec, pamięta.”
W 1947 r. umiera mu matka, wzór pobożności i patriotyzmu, a sam też niestety podupada na zdrowiu i musi się poddać amputacji nogi. Przechodzi na emeryturę, nadal jednak pracuje w parafii, poświęca wiele czasu na pisanie, korespondencję z rozrzuconymi po świecie przyjaciółmi i wychowankami.
Powojenna socjalistyczna rzeczywistość naszej Ojczyzny, ograniczenia działalności społecznej, rozwiązanie wszystkich niesocjalistycznych organizacji stają się wielkim osobistym dramatem ks. Józefa Winkowskiego. Boleje nad losem śnieżnickiego dzieła: kolonia i las przechodzi tzw. nacjonalizację, czyli zagarnięcie przez państwo. Pisze do swojego przyjaciela, a niegdyś ucznia ks. Stanisława Hyca (19 VI 1947 r): „(…) rząd zabrał Śnieżnicę i budynki kolonii, na 10 lat oddaje na kolonię Ymce za przeprowadzenie remontu. Praca i trudy 12 lat, ogromny majątek idzie w ręce obcych i przestaje służyć sodalicjom. (...) Dlatego proszę nie zaniedbuj modlitwy za Twego księdza i wspieraj mnie jak dotąd przed Panem Jezusem.
W willi „Jarosta” przy ul. Łukaszówki w swoim mieszkaniu na I piętrze umiera ten spracowany kapłan dnia 8 czerwca 1951 r. Uroczystości pogrzebowe (trwały 4 godziny) i zgromadziły rzesze wiernych z Zakopanego, uczniów i uczennic przybyłych także z daleka. Został pochowany na nowym cmentarzu przy ul. Nowotarskiej, przy swojej matce Klementynie. Napis na nagrobku krótko streszcza życie ks. Józefa: „Kapłańskich cnót wzór świetlany, gorący miłośnik młodzieży i wychowawca jej mądry, niestrudzony pracownik słowem, piórem czynem”. Na ich skromnym grobie często widać kwiaty i płonące znicze. Ktoś jednak pamięta!
Kolonia na Śnieżnicy
Wielkie zaangażowanie ks. J Winkowskiego w pracę z młodzieżą, dobra znajomość jej potrzeb duchowych, ale też i fizycznych, wreszcie duże doświadczenie pedagogiczne i organizacyjne, stoją zapewne u podstaw tego wielkiego i trudnego dzieła którego się podjął - urządzenia stałej kolonii letniej. Miał już kilkanaście lat kapłaństwa i prawie 40 lat życia. Powiedzielibyśmy - był w sile (albo kwiecie) wieku. Działająca od prawie 10 lat sodalicja szkolna i wielkie grono jej oddanych przyjaciół wśród nich także biskupów, wielu życzliwych proboszczów z całej Polski, do tego trochę właścicieli ziemskich i przemysłowych, a przede wszystkim głębokie przekonanie i wiara w Bożą pomoc, opiekę Matki Bożej nad Związkiem stwarzały sprzyjające zaplecze do działania.
Na Zjeździe w Częstochowie latem 1930 mówiąc o sytuacji młodzieży w Polsce, powiedział: „Młodzież nasza znalazła różnych opiekunów przynieśli jej letniska, obozy kolonie, sporty, porywali hasłami fizycznego rozwoju, ale w zamian jakże często wiedli na szlaki mglistej, protestantyzujacej religijności i moralności czysto przyrodzonej… A my? Na kartach miesięcznika sodalicyjnego, miesiąc za miesiącem i rok za rokiem znaczyliśmy czarne posępne krzyże nekrologów naszych najlepszych, ukochanych chłopaków, których zmogła gruźlica, wycieńczenie i bieda w ojcowskiej lepiance, czy wielkomiejskiej suterynie. Sodalicja Marjańska rzuciła hasło Kolonii letniej, hasło słońca, powietrza, lasu, i gór, i wody przeczystej.”
W innym miejscu przedstawia zatrważające cyfry o stanie zdrowotnym młodzieży szkolnej męskiej (dla której powołał sodalicję) z których wynika, że w roku
szkolnym 1927/28 zachorowało 43.602 uczniów, co stanowi 17,5%, zaś umarło 312. tj. 1,2 %. Najczęstszymi chorobami była grypa, gruźlica, odra, zapalenie płuc, świnka, jaglica, szkarlatyna. Nie wystarczyło przecież wzywanie, które znajdujemy w miesięczniku dla nich: „Chłopcy szanujcie zdrowie, chrońcie zdrowie, nie narażajcie go bez potrzeby w tak bardzo już, bez tego ciężkich warunkach zdrowotnych...”.
Wzywa też do czytania odpowiednich książek na ten temat, do wykorzystania każdej chwili na wypoczynek w przyrodzie, „aby odetchnąć czystym powietrzem, użyć ruchu, nachwytać w siebie słońca i jego cudownej energii.” Nic dziwnego, że wielkim marzeniem i dążeniem tego wielkiego Przyjaciela Młodzieży było znalezienie miejsca na letni wypoczynek dla niej. Bardzo się ucieszył gdy „wyjątkowa sposobność postawiła nam na drodze tych zamierzeń cudowny zakątek ziemni polskiej, blisko 180 morgów lasu na południowych stokach góry… Tylko 50.000 zł żądano od nas — mieliśmy w kasie z trudem uciułane 2.000. A jednak ten las na Śnieżnicy kupiliśmy…”
Pierwsze odwiedziny i rozpoznanie na Śnieżnicy miały miejsce 26 IX 1927 r., potem nastąpiły energiczne, choć żmudne przygotowania formalne, organizacyjnej oczywiście finansowe. Sodalicja w Zakopanem pierwsza zaczęła zbierać fundusze (nie były to tak znane dziś kwesty, ale różne imprezy artystyczne, patriotyczne i religijno–kulturalne, na których zbierano datki na ten cel) i propagować śnieżnicką sprawę. Pisze ks. J. Winkowski: „Pierwsza wiadomość o kolonii ukazała się u 3 numerze PZM z grudnia 1927 r. W tymże miesiącu wydaliśmy 100.000 cegiełek z życzeniami noworocznym, które sodalisi rozprzedali w czasie świąt Bożego Narodzenia, przysparzając z tego źródła kilka tysięcy złotych”.
Zarząd Związku, a właściwie to przede wszystkim sam Prezes — ks. Winkowski wydawali przez kolejne lata szereg odezw, które nie tylko publikowano, ale także wysyłano z odpowiednimi listami do biskupów, innych znaczniejszych duchownych i wielu świeckich ludzi, mogących pomóc sprawie. Były też obrazki, znaczki, cegiełki i inne drobne a konkretne pamiątki mające rozpowszechnić sprawę. Trzeba przyznać, że wszystko to dość szybko przyczyniało się do wzbudzenia zainteresowania kolonią i miało to swój wyraz w rosnącej kwocie pieniężnej, która potem była wpłacana na wykup terenu. Publikuje to bardzo dokładnie co pół roku odpowiednie sprawozdanie, nie będę tu przytaczał cyfr i dat, nie mogę jednak pominąć pierwszych kilku zdań I Odezwy: „W uroczej dolinie Raby, na południowych stokach Śnieżnicy tworzymy kolonie letnią dla naszych Ukochanych Uczniów, sodalisów z pod znaku Maryi, ze wszystkich szkół średnich naszej Ojczyzny. Dzieciom miast chcemy dać parę tygodni przeczystego powietrza naszych gór, parę tygodni na słońcu i w lesie i nad kryształowym zdrojem wartkich wód. Ze wszystkich dawnych dzielnic i ziem zjednoczyć je chcemy przy wspólnym, obozowym ognisku, w czystej, zdrowej atmosferze Chrystusowego i Marjańskiego ducha, pod troskliwą, serdeczną opieką naszych Księży Prefektów. O własnych siłach uczyniliśmy pierwsze kroki, przygotowaliśmy wstępne prace, zapewniając sobie obszerny słoneczny teren w możliwie idealnych warunkach polskich Beskidów. Dziś przeto ze spokojem całym, ale i z głęboką ufnością zwracamy się o pomoc do wszystkich tych, którym moralne i fizyczne zdrowie Ukochanej Młodzieży polskiej, uczącej się i chowającej na przyszłą inteligencję Narodu, leży na sercu.”
Od samego początku było zamierzone otwarcie kolonii, choćby w najskromniejszych rozmiarach już w lecie 1930 r. Już w okresie jesienno - zimowym (1927/28 r.) przygotowano znaczne ilości drewna i kamienia - wszystko z sodalicyjnego, choć nie zapłaconego jeszcze lasu. Gdy przyszła wiosna zabrano się energicznie do robót budowlanych. Na śródleśnej polanie, służącej dotąd jako pastwisko dla bydła (krów i wołów, owce wypasano na wyższych polanach, halach) nie brakowało źródlanej wody, której obfitością i smakiem i my się dziś cieszymy. Do transportu służyły konie i wspomniane woły, które dziś już rzadko kto zaprzęga do pracy. Bardzo wielką pomocą organizacyjną i doradztwem służył mszański dziekan i proboszcz ks. Józef Stabrawa.
W lipcu 1929 r. odbyła się wycieczka ks. Winkowskiego z kilkoma sodalisami na Śnieżnicę. Przyjechali krynickim pociągiem z Zakopanego, obarczeni kocami, plecakami, a co najważniejsze, świeżo w Krakowie zakupionymi 12 siennikami, z żywnością niezbyt, jak się okazało bogatą na śnieżnickie apetyty. Zanocowano w pierwszym budynku na Śnieżnicy, który przy okazji tej wycieczki został uroczyście poświęcony. W miesięczniku sodalicyjnym znajdujemy barwny i dokładny opis (Pierwsza noc na Śnieżnicy, „Pod znakiem Maryi” nr 2/1929r.) tego historycznego wydarzenia, które było umocnieniem wśród trudów wszelkich starań i robót. W tym opisie nie brakuje zachwytu nad każdym niemal szczegółem. „Stróż pilnujący materiałów wręcza nam klucze. Obejmujemy schronisko w posiadanie Związku. Ale mimo radości… czas pomyśleć o posiłku, a potem o pierwszym historycznym noclegu! Za chwilę bucha ognisko podsycane własnym drzewem, wre woda z własnego źródła. W powietrze idzie aromat herbaty. Głód i pragnienie zaspokojone, więc chłopcy rozwijają sienniki [...] Ks. Moderator przywieziony ze sobą obrazek MB Częstochowskiej umieszcza wysoko na ścianie umajonej świeżymi gałęziami, a przybrawszy się w komżę i stułę, poświęca w asyście swych chłopaków schronisko i nie wykończoną jeszcze kuchenkę. Tak pierwsze widzialne owoce naszych blisko dwuletnich prac i serdecznych zabiegów składamy pod opiekę naszej najlepszej Patronki i Matki. Niechże ona będzie tej sodalicyjnej siedziby Umiłowaną, Najdostojniejszą Gospodynią.”
Minął jeszcze rok pełen dalszych prac budowlanych i można było zorganizować pierwszą kolonię, był to jedyny turnus (8 VII - 9 VIII 1930) liczący 13 uczestników, jak podkreślał ks. Winkowski z wszystkich niemal ziem Rzeczypospolitej. Ten ogólnopolski charakter kolonii był bardzo ważny i ze względu na jej taki właśnie status, jak i jednoczące oddziaływanie, tak potrzebne wtedy po niedawnym odzyskaniu niepodległości i scaleniu ziem polskich. Wielu głębiej zaangażowanych uczestników czy też gości na Śnieżnicy podkreślało wielkie znaczenie integracyjne kolonii dla przyszłości młodej inteligencji polskiej! Kolonie prowadził ks. Aleksander Rajda wikariusz z Mszany Dolnej, a po nim ks. Antoni Jochemczyk z Pszczyny. Jeszcze przed tym I turnusem kolonię odwiedził 30 maja ks. kard. Adam S. Sapieha, metropolita krakowski, żywo interesując się przygotowaniami do sezonu, a był tu także potem i drugi raz w lipcu 1936 r.
Na zamknięcie I kolonii przybył mszański dziekan i proboszcz ks. Józef Stabrawa. Zakończenie pobytu wiązało się za każdym razem z całkowitym zwijaniem całego gospodarstwa, a więc zabierano wszystkie sprzęty z kaplicy, z kuchni, na sypialniach nie bywało nic szczególnego, ale okna - jak wszędzie - trzeba było zabić deskami, spuszczano (po 1933 r.) wodę z basenu, ze świetlicy zabierano książki i gry. Kronika dostarcza dużo dokładnych wiadomości o każdym kolejnym roku, o poszczególnych turnusach, podaje uczestników prowadzących, są opisy nie tylko wycieczek ale i ognisk, referatów, nabożeństw, są też listy gości. Znajdujemy też informacje o postępującej rozbudowie kolonii i jej ulepszaniu. W 1932 r. zbudowano Prezesówkę, dwa lata potem Zakopiankę. Wiosną 1939 r. stanęła nowiutka Krakowianka (dziś nie istniejąca). Te budynki projektował zakopiański architekt inż. Eugeniusz Wesołowski. Był też budynek Wilnianka. Te nazwy brały się od miast, z których sodalicje najwięcej złożyły na budowę kolonii.
Nie ma tu miejsca na cytowanie wszystkiego, choć opisy są bardzo ciekawe i każdy wnosi ważny element do obrazu całości tego wielkiego i pięknego dzieła. Wycieczki np. odbywały się często w kilku grupach i w różnych kierunkach, zależne zapewne od kondycji uczestników a trzeba powiedzieć, że najczęściej było dobrze ponad pół setki chłopców. Regularne wycieczki były do klasztoru Cystersów w Szczyrzycu (zawsze z wychwalanym poczęstunkiem: ziemniaki, kwaśne mleko, nieraz kiełbasa i piwo!) z odwiedzeniem pustelnika. Innym częstym kierunkiem był Turbacz przez Mszanę D., Niedźwiedź i Porębę, powrót niekiedy przez Jasień i Mogielicę oraz Ćwilin. Były też wycieczki w Pieniny.
Na kolonii były też regularne zajęcia sportowe. Od samego początku były dwa boiska: duże do piłki nożnej i mniejsze do siatkówki, od 1933 r. doszedł basen kąpielowy (6 x 12 m i 50 do 180 cm głębokości). Grano też w ping-ponga a codziennie była gimnastyka poranna. Uczestnicy mieli też obowiązek robót publicznych, czyli różnych prac na rzecz kolonii, co przy ciągłej budowie było bardzo ważne. Kierownik kolonii z lipca 1936 r. ks. Dr Józef Rozwadowski (późniejszy biskup łódzki) odnotowuje, że te dwa obowiązki kolonistów „cieszyły się najmniejszą sympatią i niejedna też nagana poleciała za ich opuszczanie.” Dodajmy, że posiłków dziennie było aż 5, a zauważymy obraz pobytu nastawionego rzeczywiście na podreperowanie i rozwinięcie tężyzny fizycznej. Każdy otrzymywał książeczkę kolonisty, gdzie był regulamin, modlitwy i miejsce na wpisywanie różnych pożytecznych informacji i notatek, także swojej wagi w dzień przyjazdu i potem w dzień wyjazdu! Kuchnie prowadził świecki personel, w ostatnich latach, gdy było odpowiedniejsze mieszkanie (nad kuchnią) przyjeżdżały Siostry Serafiki z Oświęcimia. Oczywiści nie było elektryczności, świecono lampami naftowymi, a chłodnię stanowiła lodownia — piwnica zrobiona w skarpie koło kuchni, gdzie zabezpieczony zimą zapas lodu utrzymywał temperaturę wystarczającą do przechowywania mięsa.
Pod rokiem 1933 znajduje się opis ciekawego wydarzenia: ks. Stanisław Motyka z Krosna przywiózł radioodbiornik, co wzbudziło ogromną radość na kolonii. Pogoda nie sprzyjała żadnym zajęciom na zewnątrz - będzie można słuchać radia, będą wieści ze świata. Niestety z tym urządzeniem było więcej kłopotu niż pożytku, gdyż przywieziony i wypożyczony w Mszanie akumulator był mało naładowany. Gdy następnego dnia kupiono w Limanowej nowy — po krótkiej radości (wysłuchano tylko audycji operowej)
spaliła się cewka i aparat zamilkł. Nie wiemy kiedy go znowu naprawiono.
Do ważniejszych ciekawostek należy krótki opis wizyty ks. J. Winkowskiego na Śnieżnicy w zimie! Miała ona miejsce 28 rudnia 1936 r. nazajutrz po uroczystościach prymicyjnych ks. Jana Krasińskiego w Mszanie Dolnej, gdzie ks. Moderator był kaznodzieją. Pisze on w Kronice: „Na drugi dzień przy wybornej sannie i prześlicznej pogodzie przyjechałem z ks. kan. Stabrawą pod Gruszowiec, skąd brnąc w śniegu powyżej kolan, wśród ciepła, które kazało iść w samych sutannach, doszliśmy z trudem na Kolonię. Cała w nieskalanym śniegu, skąpana w słońcu, cicha że słychać było śnieg lecący z drzew - zrobiła naprawdę niezwykłe urocze wrażenie. Chłopcy nasi mieliby tu wiele radości i w zimie. Może kiedyś i zimowa kolonia nacieszy się tym niezrównanym pięknem Śnieżnicy w białej szacie, słońcu i mrozie.”
Do czasu wojny zdążyło się odbyć 10 kolonii po 2 turnusy (z wyjątkiem roku 1930 - gdy był tylko jeden), to było uczestników dobrze ponad pół tysiąca. Prócz regularnych kolonii odbył się na Śnieżnicy pod koniec lipca 1938 r. kurs instruktorski dla prezesów i konsultorów SM z krakowskiej prowincji kościelnej. Co roku też przybywał tu na Zielone Święta ks. J. Winkowski z grupą zakopiańskiej młodzieży.
Czasem i poza wakacjami miała tu miejsce jakaś wycieczka młodzieży z krótkim pobytem; gdy była zgłoszona mogła od leśniczego otrzymać klucze. Np. w r. 1933: „dnia 28 maja wycieczka Sodalicji i Harcerstwa z Myślenic pod wodzą prezesa sodalicji Mieczysława Batko wyruszyła piechotą po sumie niedzielnej w liczbie 20 uczniów. Celem wycieczki było zwiedzenie Kolonii sodalicyjnej, dokąd przybyła ona około godziny 17-tej w drodze powrotnej ze szczytu… Po wygodnym noclegu wyruszyli o godzinie 7 rano z powrotem pieszo do Myślenic, unosząc jak najmilsze wrażenia z Kolonii, której położenie niezmiernie się im podobało. W Mszanie Dolnej kartkę z pozdrowieniami i podpisami uczestników wysłano do ks. Prezesa.
[Sodalis Marianus 3 (4), 2003, 3-16]